poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Prolog

Prolog
Przez las biegła wysoka kobieta. Mała na sobie ciemnozielony golf i sięgającą kolan brązową spódniczkę. Bardzo szybko przebierała swoimi długimi nogami. Ciężko dyszała. Już dalej nie mogła biec, wiedziała, że zaraz zwymiotuje z wysiłku, ale miała misję. Musiała prześcignąć Jego. Nagle zatrzymała się. Z udawanym spokojem rozglądnęła się wokół siebie. Poszła kilka kroków przed siebie i dotknęła drzewa. Roślina ta była bardzo stara, miała popękany pień, wielką koronę. Kobieta zamknęła oczy. Szepnęła coś do drzewa. Zaczęło się ono kołysać, chociaż nie było wiatru. Wydawało się, że owa kobieta i drzewo ze sobą rozmawiają. Kobieta nagle, szybko otworzyła oczy. Przytuliła z troską drzewo i ruszyła w dalszą drogę. Nagle wszystko oświetlił czerwony błysk. Biegnąca krzyknęła z bólu, kiedy rozkojarzona potknęła się o wystający z ziemi korzeń rosnącego przy dróżce dębu. Spojrzała na swoje rozcięte kolano. Smużka krwi kapnęła na zieloną trawę pod jej nogami. Po zachowaniu kobiety było widać, że wie, że jest już prawie na miejscu. Że wie, że ją złapią. Że wie, że nie może zawieść króla. Oraz, że wie, że musi wykonać misje. Nie wie tylko, czy dobrze wybrała dziecko. Pochłonięta w swoich rozmyślaniach wbiegła na polanę. Była już na miejscu. Złapała oddech po długim biegu. Przebiegła kilka kilometrów, prawie maraton biegiem, którym u koni nazywa się galopem lub cwałem. Podeszła do jeziorka - bajorka na środku polanki. „Kiedyś było to najczystsze i największe jezioro z całego królestwa. A dziś zniknie. Może wysłać już tylko jedną wiadomość.” Mówi sobie w myślach kobieta. Nagle słysząc cichy dźwięk nadchodzący od strony lasu odwraca się. Na skraju polanki stoi On. Wielki, czerwony smok. On, samozwańczy władca. Król zła. I dobrzy, i źli się go boją. Wszyscy. Wszyscy, oprócz trzech osób: prawdziwego króla, prawdziwej królowej oraz ich córki, następczyni tronu, kobiety biegnącej przez las, kobiety z misją do spełnienia. Na polanie wszystkie dźwięki zamarły. Ptaki przestały śpiewać, wiatr przestał wiać, jeziorko przestało pluskać falami. Nawet świerszcze zdawały się czuć nadchodzącą tragedię i umilkły. Kobieta wrzuciła do jeziorka jakąś skrzynkę, którą przez całą podróż ściskała w ręce i mamrocze podobnie brzmiące słowa jak te które wypowiedziała do drzewa gdy się pytała się go o drogę. Jeziorko – bajorko znikło razem z tajemniczym przedmiotem wrzuconym przez królewnę. Córka króla i królowej wykonała misję. Teraz mogła się już dać złapać, ale nie chciała tracić wolności. Smok w tym czasie zmienił się w mężczyznę ubranego w czerwoną tunikę. Nie zauważył braku jeziorka. Wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu.
-Nie uciekniesz przede mną Elvo. – Powiedział smoko - człowiek.
-Nie wiem, czy zamierzam Eriku uciekać, zobaczę. – Odpowiedziała mu kobieta po czym zamieniła się w zielonego smoka. – Złap mnie, jeśli potrafisz. – Powiedziała i jako zielony smok odbiła się od ziemi i poszybowała w górę zawisając jakieś 10 metrów nad ziemią.
-No proszę, masz Moc. – Erik powiedział to ze zdziwieniem. - Dołącz do mnie, wtedy nic Ci nie zrobię. – Kobieta- smok, Elva śmiała się cicho. – Będziesz królową. Takie jest przecież twoje dziedzictwo. – Elva śmiała już na cały głos, co tyko rozjuszyło mężczyznę, który zamienił się znowu w czerwonego smoka i zaczął ją gonić. Miał większe skrzydła, większe doświadczenie. Był szybszy. Dogonił ją i rzucił na ziemię. Oboje zamienili się w ludzi. Kobieta szarpała się, ale widać było, że słabła w oczach. Ostatnimi siłami zawołała:

-Jak się obudzisz zajrzyj pod poduszkę! – Po czym zemdlała.

3 komentarze:

  1. Z niecierpliwością będę czekała na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę, proszę dopisz co dalej:)

    OdpowiedzUsuń
  3. W takim momencie przerwać rozdział? Nie mogę się doczekać na next (następny rozdział) :D pisz dalej

    OdpowiedzUsuń