Prolog
Przez las biegła wysoka kobieta. Mała na sobie
ciemnozielony golf i sięgającą kolan brązową spódniczkę. Bardzo szybko
przebierała swoimi długimi nogami. Ciężko dyszała. Już dalej nie mogła biec, wiedziała,
że zaraz zwymiotuje z wysiłku, ale miała misję. Musiała prześcignąć Jego. Nagle
zatrzymała się. Z udawanym spokojem rozglądnęła się wokół siebie. Poszła kilka
kroków przed siebie i dotknęła drzewa. Roślina ta była bardzo stara, miała
popękany pień, wielką koronę. Kobieta zamknęła oczy. Szepnęła coś do drzewa.
Zaczęło się ono kołysać, chociaż nie było wiatru. Wydawało się, że owa kobieta
i drzewo ze sobą rozmawiają. Kobieta nagle, szybko otworzyła oczy. Przytuliła z
troską drzewo i ruszyła w dalszą drogę. Nagle wszystko oświetlił czerwony błysk.
Biegnąca krzyknęła z bólu, kiedy rozkojarzona potknęła się o wystający z ziemi
korzeń rosnącego przy dróżce dębu. Spojrzała na swoje rozcięte kolano. Smużka
krwi kapnęła na zieloną trawę pod jej nogami. Po zachowaniu kobiety było widać,
że wie, że jest już prawie na miejscu. Że wie, że ją złapią. Że wie, że nie
może zawieść króla. Oraz, że wie, że musi wykonać misje. Nie wie tylko, czy
dobrze wybrała dziecko. Pochłonięta w swoich rozmyślaniach wbiegła na polanę.
Była już na miejscu. Złapała oddech po długim biegu. Przebiegła kilka
kilometrów, prawie maraton biegiem, którym u koni nazywa się galopem lub cwałem.
Podeszła do jeziorka - bajorka na środku polanki. „Kiedyś było to najczystsze i największe jezioro z całego królestwa. A
dziś zniknie. Może wysłać już tylko jedną wiadomość.” Mówi sobie w myślach
kobieta. Nagle słysząc cichy dźwięk nadchodzący od strony lasu odwraca się. Na
skraju polanki stoi On. Wielki, czerwony smok. On, samozwańczy władca.
Król zła. I dobrzy, i źli się go boją. Wszyscy. Wszyscy, oprócz trzech osób: prawdziwego
króla, prawdziwej królowej oraz ich córki, następczyni tronu, kobiety biegnącej
przez las, kobiety z misją do spełnienia. Na polanie wszystkie dźwięki zamarły.
Ptaki przestały śpiewać, wiatr przestał wiać, jeziorko przestało pluskać
falami. Nawet świerszcze zdawały się czuć nadchodzącą tragedię i umilkły.
Kobieta wrzuciła do jeziorka jakąś skrzynkę, którą przez całą podróż ściskała w
ręce i mamrocze podobnie brzmiące słowa jak te które wypowiedziała do drzewa
gdy się pytała się go o drogę. Jeziorko – bajorko znikło razem z tajemniczym
przedmiotem wrzuconym przez królewnę. Córka króla i królowej wykonała misję.
Teraz mogła się już dać złapać, ale nie chciała tracić wolności. Smok w tym
czasie zmienił się w mężczyznę ubranego w czerwoną tunikę. Nie zauważył braku
jeziorka. Wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu.
-Nie uciekniesz przede mną Elvo. – Powiedział
smoko - człowiek.
-Nie wiem, czy zamierzam Eriku
uciekać, zobaczę. – Odpowiedziała mu
kobieta po czym zamieniła się w zielonego smoka. – Złap mnie, jeśli potrafisz. – Powiedziała i jako zielony smok
odbiła się od ziemi i poszybowała w górę zawisając jakieś 10 metrów nad ziemią.
-No proszę, masz Moc. – Erik powiedział
to ze zdziwieniem. - Dołącz do mnie,
wtedy nic Ci nie zrobię. – Kobieta- smok, Elva śmiała się cicho. – Będziesz królową. Takie jest przecież
twoje dziedzictwo. – Elva śmiała już na cały głos, co tyko rozjuszyło
mężczyznę, który zamienił się znowu w czerwonego smoka i zaczął ją gonić. Miał
większe skrzydła, większe doświadczenie. Był szybszy. Dogonił ją i rzucił na
ziemię. Oboje zamienili się w ludzi. Kobieta szarpała się, ale widać było, że słabła
w oczach. Ostatnimi siłami zawołała:
-Jak się obudzisz zajrzyj pod poduszkę! – Po
czym zemdlała.